piątek, 26 sierpnia 2016

Zgnilizna - Siri Pettersen



Siri Pettersen udało się coś niebywałego - jej książkom dwukrotnie udało się zawieść moje oczekiwania i to na zupełnie innych polach. Nie oczekiwałam po tej książce cudów - pierwsza część była raczej schematyczna, wydanie wyglądało tak, jakby korektor go na oczy nie widział, a bohaterowie nie byli zbyt dobrze nakreśleni. Jedyne co, jak dla mnie, ratowało Dziecko Odyna to całkiem fajny świat, z dużą ilością nawiązań do nordyckiej mitologii. Niestety, tak jak Rebisowi udało się zapędzić w końcu swojego korektora do pracy, tak reszta reszta nadal kuleje, a świat zatracił trochę z swojego północnego charakteru.

Pani Pettersen pod względem pisania przypomina mi nieco Trudi Canavan - nie piszą one książek najgorszych pod słońcem, jednak nie ma w nich nic specjalnego i nie wybijają się pod żadnych względem ponad średnią. Są przeciętne, a jakimś cudem wydawnictwom udaje się zgromadzić rzeszę fanów wychwalających je pod niebiosa. I nie chodzi tu nawet o braki warsztatowe (lubię je wytykać, ale nigdy nie uznaje tego za rzecz najważniejszą), ale w ich opowieściach brakuje pewnej iskry. W ich światach brak głębi i czytając, czuję się, jakbym konsumowała stare, odgrzewane danie.

Bardzo podobały mi się nawiązania do mitologii nordyckiej w pierwszym tomie. Liczyłam, że w Zgniliźnie dostaniemy podobny klimat. Niestety wątek Hirki mocno odciął się od tych klimatów serwując nam coś w stylu urban fantasy. Wątek Rime’go w Ym był zdecydowanie za krótki, żeby w jakikolwiek sposób to odczuć. Przez dodanie kolejnego świata, który, niestety, nie był aż tak interesujący jak Ym konstrukcja nieco się rozmyła. W tym drugim świecie, opartym na naszym, brakowało właśnie nordyckich smaczków, jakiegokolwiek nawiązania do Ym, czy mitologii. Wyszło przez to trochę nijako, bo świat nie wyróżniał się niczym. Dodatkowo brak różnic między naszym światem, a tym który odwiedziła Hirka, sprawił, że autorka trochę po macoszemu potraktowała jego kreację, przyjmując chyba, że czytelnik domyśli się z czym ma do czynienia

Fabuła podzielona była dwa wątki - ten dziejący się na Ziemi i ten w Ym. Tak jak całkiem przyjemnie śledziło mi się wątek w naszym świecie, tak wątek Rimego to chyba jeden z najgorszych wątków politycznych jakie czytałam. Sprowadzenie Rimego do osoby furiata z obsesją, postacie poboczne zachowujące się nielogicznie i po prostu głupio, wydarzenia, których ciąg przyczynowo-skutkowy nie miał żadnego sensu. Niestety niejednokrotnie przewracałam oczami czytając o dalszych losach Mannfali. Miałam też wrażenie, że sama autorka za mało interesuje się polityką, by stworzyć coś co nie wyszłoby naiwnie, nawet gdyby zignorować wątpliwą logikę.

Nie podobały mi się też rewelacje związane z pochodzeniem głównej bohaterki. Nie jestem jakąś ogromną przeciwniczką ‘specjalności’ wśród postaci, jeśli nie jest to wymuszone i wprowadzane na siłę. Tutaj niestety tak było. Moim zdaniem wystarczyłoby, gdyby Hirka była tylko i wyłącznie Dzieckiem Odyna...

Co do Rime  -już w pierwszej części wydał mi się postacią nieco płaską. Nadrabiał to jednak  fabułą swojego wątku, która była o wiele ciekawsza od reszty. W Zgniliźnie zarówno zmiany w jego charakteryzacji i wątek wypadły koszmarnie. Motywacja Rimego została sprowadzona do: myślenia o Hirce, napadów furii i narzekania jaka to Rada jest zła. Jego dziecinne zachowanie i zaślepienie w swojej “miłości” powodowały, że miejscami miałam ochotę nim mocno potrząsnąć. Nie mam też pojęcia co miało na celu (SPOILER) przyprowadzenie go do innego świata w drugiej części Zgnilizny. Nie wniosło to do fabuły dosłownie nic poza naiwnym i sztucznym dramatyzmem i zidioceniem wątku prowadzonego w Mannhalli. Wszyscy dają się omotać nastolatkowi, który nie radzi sobie z gniewem i myśli chyba tylko i wyłącznie własnym członkiem. Naprawdę?

Najgorsze jednak to, że podczas lektury nie obchodził mnie los postaci. Tak jak wcześniej czułam sympatię względem Rimego i Hirkę, tak w drugiej części nie zależało mi na ich losie. Rime mnie irytował swoim idiotyzmem i egoistycznym podejściem. Hirkę polubiłam, jednak jej zapatrzenie w siebie i ślepa miłość miejscami mnie odpychały. Podobały mi się natomiast postacie dwóch braci, którzy wypadli chyba najlepiej ze wszystkich. Okazali się mieć na tyle dynamiki, że udało się im mnie w pewnym momencie pozytywnie zaskoczyć.

Nie mogę z lekkim sercem polecić tej powieści. Jeśli wiesz w co się pakujesz - w przeciętne fantasy z wieloma wadami. Może się spodobać, jeśli nie przeszkadza Ci szablonowość i brak świeżości. Ja po ostatnią część sięgnę tylko dlatego, że lubię kończyć to co zaczęłam.

Tytuł: Zgnilizna
Seria: Krucze Pierścienie
Autor: Siri Pettersen
Wydanie recenzjowane : Rebis
Wydanie polskie: Rebis


Ocena:

5/10

czwartek, 18 sierpnia 2016

Dwór cierni i róż - Sarah J. Maas

Było to moje drugie podejście do twórczości Sarah J. Maas. Pierwszy tom Szklanego Tronu zdecydowanie nie przypadł mi do gustu - dosyć płytka, przewidywalna fabuła i straszliwie irytująca główna bohaterka skutecznie zniechęciły mnie do kontynuowania tej serii. Po lekturze Dworu mogę powiedzieć, że na całe szczęście często daję autorom drugą szansę, bo kolejna seria od Pani Maas zaczyna się całkiem obiecująco.


Było to moje drugie podejście do twórczości Sarah J. Maas. Pierwszy tom Szklanego Tronu zdecydowanie nie przypadł mi do gustu - dosyć płytka, przewidywalna fabuła i straszliwie irytująca główna bohaterka skutecznie zniechęciły mnie do kontynuowania tej serii. Po lekturze Dworu mogę powiedzieć, że na całe szczęście często daję autorom drugą szansę, bo kolejna seria od Pani Maas zaczyna się całkiem obiecująco. Na początku trzeba zaznaczyć - Dwór Cierni i Róż to w głównej mierze, co prawda całkiem dobrze napisany, ale jednak, romans. Wszystkie inne wątki są raczej tłem dla rozwijającej się relacji między Tamlinem i Feyre, co sprawiało, że miejscami czułam się jakbym czytała harlequina z nieco bardziej rozbudowanym światem. Więc jeśli nie jesteś fanem romasów trzymałabym się od tej pozycji z daleka. Historia jest porządna, ale im dalej zgłębiamy się w fabułę, tym bardziej schematyczna się stawała. Spotykamy główną bohaterkę - Feyrę, w chwili, kiedy omyłkowo zabija Fae pod postacią wilka, żeby wyżywić swoją rodzinę. Oczywiście, to powoduje lawinę wydarzeń, które sprowadzają Feyrę do krainy nieśmiertelnych Fae i wrzucają w wir wydarzeń opartych na baśni o Pięknej i Bestii. Już od pierwszych stron widać poprawę warsztatu u Maas - fabuła jest wciągająca na tyle, że osobiście już w połowie nie byłam w stanie odkleić się od książki. Troszeczkę mogę przyczepić się do samej konstrukcji, która jest prosta, bez wątków pobocznych, czy zawirowań w narracji. Sztywno trzymamy się punktu widzenia Feyry, śledząc jej przygody. Czy to źle? W przypadku kierunku jaki obrała pani Maas, gdzie głównym elementem jest wątek romantyczny, to zdecydowanie nie przeszkadza. Chociaż osobiście uważam, że historia miała potencjał, żeby jeszcze w tym tomie rozwinąć skrzydła także przy wątkach bohaterów pobocznych. Być może otrzymamy to w następnych tomach - bo szczerze wątpię, żeby przez trzy tomy fabuła skupiała się na wątku Tamlina i Feyre.
Poprawę widać również w konstrukcji głównej bohaterki - jest zdecydowanie bardziej wyważona i łatwiej się z nią utożsamiać . Feyra jest silna i rezolutna, ale nie jest to siła przesadzona i w dodatku umniejszona przez fakt, że otoczona jest istotami o wiele od niej potężniejszymi.Na plus jeszcze idzie fakt, że narrator nie zachwyca się nią co drugie zdanie, pozwalając, żeby czytelnik ocenił ją poprzez czyny. Jak jako retelling sprawdził się Dwór Cierni i Róż? Zdecydowanie nie jest to najlepsza tego typu pozycja jaką czytałam. Podobała mi się dekonstrukcja pewnych archetypów. Przykładowo - disneyowska miłość do książek Pięknej, została zastąpiona... nauką czytania, a osoba która wyruszyła próbować odzyskać Feyrę to nie ojciec, a siostra. Niestety sam charakter relacji między Piękną a Bestią nie został przekazany za dobrze, a wątek romantyczny przypominał raczej miłość od (prawie) pierwszego wejrzenia niż charakterystyczne oswajanie bestii. Jest też jedna sprawa, która mocno popsuła mi odbiór tej książki - nie potrafiłam polubić Tamlina. Jak dla mnie jego postać wyszła wyjątkowo płasko i wręcz odpychająco. Miałam wrażenie, że jego wątek miłosny z Feyrą był strasznie powierzchowny i, jak na moje gusta, rozwinął się za szybko. Narrator miejscami wręcz na siłę starał się pokazać go w dobrym świetle, nawet w chwilach kiedy zachowywał się bezczelnie i arogancko. Ponadto ciężko było mi uwierzyć, że arogancki, na zabój przystojny fae ma być odpowiednikiem archetypu Bestii. Nie widziałam u Tamlina podkreślonych żadnych negatywnych cech, których pokonywanie było przecież centralnym punktem tejże baśni. I nawet jego, niby, porywczy charakter nie zapunktował, bo nigdy nie został użyty do tego, żeby stworzyć jakąś trudność w jego relacji z Feyrą. Dlatego, mimo posiadania zwierzęcej formy, swoim charakterem oraz prezentacją bardziej przypominał mi upierdliwego i natarczywego Gastona, który chciał w sobie rozkochać Bellę za wszelką cenę, i był przedstawiony właśnie jako idealny partner. Za to bardzo polubiłam postacie poboczne - Luciena, Rhysanda i (o dziwo!) Nestę. Bohaterowie drugoplanowi to był zdecydowanie jeden z mocniejszych pozytywów tej powieści - ciekawi, posiadający swoje własne perypetie, to właśnie dla nich, a nie dla Tamlina i Feyry, kontynuowałam czytanie. Jeśli lubisz romanse pewnie znajdziesz tu coś dla siebie. Jeśli szukasz pełnokrwistego fantasy? Omijałabym raczej szerokim łukiem. Jest tu zalążek czegoś ciekawego pod postacią szczątkowego wątku politycznego i ciekawych bohaterów pobocznych. I przyznaję, że liczę na rozwinięcie tych dwóch elementów w kontynuacji, bo mam wrażenie, że wątek romansu między Feyrą i Tamlinem miał swoje zakończenie w tym tomie i jedyne co można do niego dodać to ewentualne kłopoty wynikające właśnie z innych elementów fabularnych.

Tytuł: Dwór cierni i róż
Seria: Dwór cierni i róż
Autor: Sarah J. Maas
Wydanie recenzjowane : Uroboros
Wydanie polskie: Uroboros


Ocena:

6/10

piątek, 5 sierpnia 2016

Dziecko Odyna - Siri Pettersen



Oj, rozczarowała mnie ta książka. I nie mogę powiedzieć, że poprzeczka postawiona była wysoko, bo nie mam zbyt wielkich oczekiwań wobec debiutów. Zazwyczaj wystarcza, że czytanie sprawi mi przyjemność, bez nadmiernego przewracania oczami. Niestety przy Dziecku Odyna przewracałam oczami wielokrotnie, czy to przy braku logiki u bohaterów, czy to patrząc na koszmarny tekst polskiego wydania, pełen literówek i błędów składniowych. Sam ciąg fabularny w sobie była w porządku - niezbyt skomplikowana, dobrze wprowadzała w świat Kruczych Pierścieni. To trzeba przyznać - całość czytało się nawet przyjemnie, jeśli nie zwracało się dużej uwagi na szczegóły. Niestety wątki z osobna często wypadały dosyć słabo, jak na przykład ten dotyczący Widzącego, który wyszedł strasznie sztampowo, czy naiwny polityczny, gdzie naprzeciw siebie mieliśmy postawioną wielką, złą i, oczywiście, skorumpowaną Mannhalę i dobry, demokratyczny Kruczy Dwór. Dodatkowo, jak już wspomniałam wcześniej, miejscami irytował brak logiki w decyzjach bohaterów, co troszeczkę zepsuło odbiór. Zwłaszcza motyw, kiedy Hirka najpierw decyduje się spalić cały swój dobytek, żeby uciec od rytuału, po czym po podróży i krótkim pobycie w Kruczym Dworze nagle stwierdza, że jednak weźmie w nim udział. Dodajmy tutaj, że nic a nic nie zmieniło się w jej sytuacji, Rytuał był dla niej tak samo niebezpieczny jak w chwili spalenia swojej chatki. Jej podróż do Mannhalli można było zdecydowanie lepiej uzasadnić... Co do głównych bohaterów mam mieszane uczucia. Z jednej strony podobały mi się niektóre rozwiązania, takie jak fakt, że “specjalność” Hirki sprawiała, że była słabsza od innych. Z drugiej strony nie potrafiłam przywiązać się ani do Hirki, ani do Rime’go. Chyba zbyt często zachowywali się idiotycznie, a ich relacje i konflikty były nazbyt płytkie, bym mogła zapałać do nich jakąś większą sympatią. Tutaj muszę wspomnieć, że sama przyjaźń pomiędzy Rimem a Hirką wyszła dość papierowo. Za mało zostało nam w tym aspekcie pokazane, żeby zaakceptować, że od początku była między nimi silna więź. Mimo mojego narzekania, muszę przyznać, że całkiem podobał mi się świat. Jego budowa nie była jakoś szczególnie ambitna czy skomplikowana, ale autorce wyszła solidna podstawa, poprzetykana nawiązaniami do nordyckiej mitologii. Od oczywistego Odyna, poprzez nazywanie Hirki “dzieckiem Embli”, kończąc na domu Boga, który miał kształt drzewa. Widać było, że są to nawiązania raczej luźne, aczkolwiek bardzo pomagały wczuć się w północny klimat. Patrząc na ich ilość raczej nie zdziwię się jeśli w następnych częściach znajdziemy ich więcej i na przykład liczba światów, do których można podróżować poprzez kamienie wyniesie osiem ;) Nie wiem czy Rebis oszczędza na korekcie tekstu, czy też Dziecko Odyna dostało się pod skrzydła jakiegoś świeżaka, ale czytało się to koszmarnie. Literówki, powtórzenia, składnia i opisy jakby wyciągnięte z gimnazjalnego opowiadania. Naprawdę miejscami miałam wrażenie jakbyśmy czytali pierwszy draft, zwłaszcza kiedy trafiały się takie oto kwiatki: “Hirka nigdy nie będzie mogła tknąć ani Rimego ani innych mężczyzn. Była otworem. Chorobą.” Tak, bycie otworem musi być bardzo straszne(zwłaszcza w kontekście kontaktu z mężczyznam, hm!) Na tyle by sprawić, że prawie umarłam czytając ten fragment. Ze śmiechu oczywiście. Moją ocenę pogarsza fakt, że tłumaczy było dwoje - gdyby chociażby przeczytali nawzajem swoje fragmenty łatwo byłoby uniknąć wielu z tych błędów. Może na to właśnie liczył Rebis i postanowił, że korekta nie będzie potrzebna? Dodajmy do tego jeszcze wspaniały fragment, gdzie przez dwie strony autorka uznała za stosowne wykorzystywać caps locka by pokazać, że główny bohater krzyczy. Przełknęłabym to, gdyby była to jedna kwestia. Ale to były dwie strony dialogu wypisanego dużymi literami. Nie, nie i jeszcze raz nie. W ten sposób można pisać na forum, czy w wiadomościach do koleżanki, a nie w tekście literackim, tylko po to, żeby pokazać, że ktoś krzyczy. Tak, napisanie “JESTEŚ Z SIEBIE DUMNA?!” zamiast, ot chociażby “Jesteś z siebie dumna?! - wrzasnął w jej stronę, trzęsąc się z gniewu” jest, według autorki, bardziej ekspresywne. Jak dla mnie? Jedynie bardziej irytujące. Zapewne sięgnę po kolejną część, bo uważam, że świat wykreowany przez Siri Pettersen ma niejako potencjał. Sporo niestety zawinił Rebis wypuszczając nieudolne tłumaczenie, bez odpowiedniej korekty. Mogę mieć tylko nadzieję, że kolejna część trafi w ręce jakiegoś porządnego edytora.

Tytuł: Dziecko Odyna
Seria: Krucze Pierścienie
Autor: Siri Pettersen
Wydanie recenzjowane : Rebis

Wydanie polskie: Rebis


Ocena:

5/10