czwartek, 13 października 2016

Co nowego w październiku?

Nowości Polskie

Wodnikowe wzgórze - Richard Adams
Premiera 14.10.2016

Tak, tak, tak!

Bardzo chciałam tę książkę w swojej kolekcji i w końcu będę miała na to okazję. Przepiękna okładka i fantastyczna opowieść o króliczym stadzie. Czego mogłabym chcieć więcej?






Prawodziejka - Susan Dennard
Premiera 12.10.2016

Nie spodziewałam się tak szybkiego wydania tej książki po polsku. Co prawda książka była dosyć popularna, kiedy wychodziła, jednak reakcje były dosyć mieszane. 

Jeśli miałabym być trochę 'salty' to muszę przyznać, że polskie wydawnictwa mają duży talent do wybierania akurat tych, które uważam za średnie. W Prawodziejce mamy typowe fantasy z średnimi i trochę płytkimi postaciami, mgliście zarysowanym światem i miejscami ciągnie się jak guma w majtach. Niestety ja jestem już trochę zmęczona typową fantastyką (z wyjątkami, kiedy książcę udaje się wprowadzić mnie w tryb fangirlingu)



Nowości Angielskie

The Midnight Star - Marie Lu
Premiera 11.10.2016

Zakończenie trylogii o Malfetto. W zeszłym miesiącu udało mi się przeczytać obie poprzednie części. Mimo, że pierwsza była dla mnie strasznym zawodem, druga zdecydowanie podniosła poziom i sprawiła, że chętnie sięgnę po ostatnią książkę, żeby poznać zakończenie trylogii.

Chętnie poznam dalsze losy Adeliny i reszty antybohaterów.





Goldenhand - Garth Nix
Premiera 11.10.2016

Trochę zdziwiłam się widząc zapowiedź tej książki, Było to raczej pozytywne zaskończenie, bo cykl Starego Królestwa bardzo mi się podobał. Mimo, że autor wydał wcześniej prequel, nie spodziewałam się kontynuacji. Goldenhand jest piątą (licząc Clariel) książką cyklu i zarazem kontynuacją Abhorsena.

Dodatkowo - Lirael nadal będzie główną bohaterką, co dla mnie jest dużym plusem - polubiłam ją najbardziej ze wszystkich bohaterów.





Blood Red Snow White - Marcus Sedgwick
Premiera 25.10.2016

Marcus Sedgwick jest na moim radarze odkąd wpadłam na jego inną powieść - The Dark Horse, kiedy poszukiwałam czegoś w klimatach prehistorycznych. Blood Red Snow White

Kolejna książka zajmująca się słowiańszczyzną. Może i jest to ponowne wydanie, ale odczuwam lekki niedosyt po poprzedniej książce w podobnych klimatach (Vassa in the Night, o której wspominałam w poprzednich nowościach) i chętnie sięgnę po pozycję autora, z którym i tak miałam zamiar się zapoznać. No chyba, że najpierw jednak sięgnę po The Dark Horse, który siedzi kupiony na moim Kindle od jakiegoś czasu :)



Hag-Seed - Margaret Atwood
Premiera 11.10.2016

Margaret Atwood nie jest zbytnio popularna w Polsce (feministyczna literatura, która potrafi ten ruch także skrytykować? No przecież nie przejdzie!), dlatego nie spodziewam się dużego szumu wokół tej książki.

Samo Hag-Seed jest częścią większe serii, w której autorzy piszą własną interpretację szekspirowskich szutk (inne książki z tej serii można znalesć tutaj ) W tym wypadku będzie to Burza.






Spare and Found Parts  - Sarah Maria Griffin
Premiera 11.10.2016

Spare and Found Parts ma chyba najciekawszego blurba ze wszystkich wrześniowych premier. Miasto zdziesiątkowane epidemią, gdzie każdemu brakuje jakiejś części ciała. Dodajmy do tego futurystyczny świat, gdzie zakazano zaawansowanej technologii.oraz fabułę obracającą się wokół stworzenia elektronicznego towarzysza. Może i skrzywienie zawodowe, ale ja to kupuje.

Zobaczymy jak zaprezentuje się rezultat końcowy.





Aerie - Maria Dahvana Headley
Premiera 4.10.2016

Aerie to kontynuacja wydanej w zeszłym roku Magonii. Poprzedniczka zaimponowała mi stylem i światem, chociaż sama konstrukcja i bohaterowie nieco kulały. 

Jestem ciekawa jak potoczą się dalsze losy bohaterów, bo zakończenie Magonii pozostawiło wiele możliwości. 






Iron Cast - Destiny Soria
Premiera 11.10.2016

Zakochałam się w okładce tej książki od pierwszego wejrzenia. A jak dodamy do tego, że odbywać się będzie w latach dwudziestych? (jazz age! prawie nigdy nie spotykam tego okresu w książkach) No ja na pewno sięgnę w wolnej chwili.

Jest jeden szkopuł - jest to powieść debiutancka, więc nie mam pojęcia jak wygląda warsztat autorki. Ale w tym roku dawałam szanse o wiele gorzej rokująceym pozycjom, więc zobaczymy jak będzie z Iron Cast.

środa, 5 października 2016

A Torch Against the Night - Sabaa Tahir

Są serie, które kocham ze względu na ich oryginalność. Są też serie, które nie wyróżniają się z pozoru niczym szczególnym - wtedy zazwyczaj moja opinia zależy od wielu czynników, ale w tym wypadku, żeby się wybić, seria musi mieć “to coś”. Zazwyczaj jest to szczegół - albo jakiś element fabuły czy świata, albo wzbudzające sympatię postacie. Są też książki takie jak seria Saby Tahir - książki, które biorą istniejące schematy i łączą je w idealną całość.

Z góry już mogę powiedzieć, że A Torch Against the Night zapewne będzie miało tyle samo fanów, co przeciwników. Jest tu wiele elementów, których nie lubię - mamy trójkąt miłosny, narrację pierwszoosobową ze zmieniającą się perspektywą. Mamy nawet, prawie już obowiązkowy w YA, motyw buntowników. A jednak mimo wszystko, to jakimś cudem działa. Po trochu dzięki dobrej konstrukcji, a po trochu dzięki znakomitemu warsztatowi autorki.

Fabuła zaczyna się w tym samym momencie, w którym skończyła się poprzednia część - śledzimy ucieczkę głównych bohaterów, Lai i Eliasa, a potem ich wędrówkę do Kauf w celu uwolnienia brata Lai. Niesamowicie się wciągnęłam już od pierwszych stron i czytałam w każdej wolnej chwili. Mimo, że jest to środkowa część książka trzyma i suspens, i dosyć szybkie tempo. Nie czułam zupełnie, żeby wydarzenia miały formę zapychacza. Każde wydarzenie albo uchyla nam nieco świata, albo popycha i komplikuje fabułę.

Dodatkowym plusem dla mnie było powolne ukazywanie bardziej fantastycznej strony świata. Tak jak An Ember in Ashes czytało się prawie jak powieść historyczną, tak “A Torch…” jest już zdecydowanie pełnokrwistą fantasy. Jest to wciąż ten sam świat, jednak sprytnie rozwinięto kilka istniejących wątków. Bardzo lubię takie zabiegi, zwłaszcza jeśli są oparte o mitologię (w tym przypadku arabską) 

Tak, jak w poprzedniej części, mamy pierwszoosobową narrację z perspektywy Eliasa i Lai. W “A Torch...” jako narratora dodano jeszcze Helene. Jak dla mnie był to strzał w dziesiątkę - po pierwsze była to zdecydowanie najlepsza postać w części pierwsze, po drugie, dzięki niej mieliśmy wejrzenie na wydarzenia po stronie Imperium. Pod koniec książki trochę jednak żałowałam, że nie dostaliśmy chociażby ukradkowego spojrzenia na narracje od strony Marcusa ( który notabene okazał się całkiem ciekawym antagonistą), ale możliwe, że zobaczymy ją w kolejnych częściach.

I tutaj muszę przyklasnąć autorce, bo udało jej się stworzyć gamę interesujących postaci pobocznych. Jest ich sporo, a każda jest na tyle charakterystyczna, że nie sposób ich pomylić. Mimo, że minęło już trochę czasu odkąd skoczyłam czytać, to nadal doskonale pamiętam większość postaci i ich losy. Tutaj trzeba wspomnieć - Sabaa Tahir potrafi być okrutna i jeśli zbytnio przywiążesz się do danej postaci, powinieneś przygotować sobie pod ręką chusteczki.

“A Torch…” nie jest może pozycja przełomowa, ale łączy wszytko to co powinna mieć książka czytana dla rozrywki - wartką akcje, porządnie nakreślonych bohaterów i dobrze nakreślony świat. Cała seria, mimo, że wykorzystuje dużą ilość schematów, jest warta polecenia jako znakomicie zrealizowane młodzieżowe fantasy. Ja teraz wracam do czekania na kolejną cześć - niestety ma ukazać się dopiero w 2018 roku 


Tytuł: A Torch Against the Night
Seria: An Ember in Ashes
Autor: Sabaa Tahir
Wydanie recenzjowane : HarperVoyager
Wydanie polskie: -


Ocena:

8/10