wtorek, 3 stycznia 2017

Czytelnicze podsumowanie 2016

Ah, ten 2016. Wszyscy na niego narzekają - straciliśmy wiele ikon kulturalnych, zdarzyło się wiele złego. Dla mnie samej był to dosyć ciężki i szalony rok w życiu osobistym. Na tyle popieprzony, że zawierał w sobie zarówno największy życiowy dołek jak i okres kiedy w końcu poczułam się szczęśliwa i spełniona (pomimo pewnych rozterek, nigdy nie czułam się tak dobrze sama ze sobą). Z plusów tego roku na pewno zaliczę założenie bloga. Mimo, że mało kto mnie czyta, to jednak pisanie działa na mnie mocno inspirująco i relaksacyjnie :)

Jeśli chodzi o czytelnictwo i ogólną konsumpcje kulturalnych smakołyków, to był to dla mnie dobry rok - po raz pierwszy od 5 lat udało mi się skończyć wyzwanie 52 książek, powynajdowałam parę interesujących seriali (Stranger Things - moje odkrycie serialowe!), obejrzałam kilka wspaniałych filmów (Łotr 1, Doctor Strange).

Kończąc wywody, chciałabym przybliżyć książki, które otrzymały ode mnie wysokie noty w tym roku.

Najlepsze książki w 2016
Książka roku - Dwór Mgieł i Furii - Sarah J. Maas
A więc zaczniemy od książki, po której nie spodziewałam się, że zostanie moją książką roku. Raz, że za Szklanym Tronem (druga seria pani Maas) nie przepadam, dwa, że pierwszy tom serii był, co prawda, przyjemny, ale przeciętny pod wieloma względami. Kontynuacja mnie zaskoczyła i zbiła z nóg. Drugi tom jest o wiele bogatszy niż pierwszy, nie skupia się tak bardzo na wątku romantycznym, więcej w nim intryg i rozwoju postaci. A sam wątek romantyczny... no cóż sprawił, że fangirlowałam jak za czasów liceum ( a to ostatnimi czasy rzadko kiedy mi się zdarza! :D) Może obiektywnie nie była to najlepsza książka w 2016, ale dostałam ją w swoje łapki dokładnie wtedy kiedy potrzebowałam takiej historii - o tym, że można się podnieść nawet kiedy zostałeś złamany, o tym, że można kochać prawdziwie, ale ta miłość może kiedyś się skończyć. Kiedy sama mam ciężkie okresy właśnie takie książki czyta mi się najlepiej - wciągające, inspirujące i z silną, nieirytującą bohaterką. A jako, że w 2016 miałam takich okresów sporo, ACOMAF zdążył zaliczyć już 3(!) ponowne przeczytania. Polecam, polecam i jeszcze raz polecam!

Najlepsza klasyka - Hyperion - Dan Simmons
Do przeczytania Hyperiona zbierałam się prawie pięć lat, jak przysłowiowy pies do jeża. Przez cały czas wydawało mi się, że będzie to typowe twarde science fiction, na które rzadko kiedy mam tak na prawdę ochotę. A to nie miałam akurat humoru, a to znalazło się coś nowszego. W końcu jednak przysiadła i muszę przyznać, że Hyperion mnie pozytywnie zaskoczył. Nie ze względu na to, że faktycznie jest to książka pod wieloma względami wspaniała. Zaskoczyło mnie to, że pomimo tego science fiction jest to książka niezwykle liryczna. Zabawy formą, dużo odwołań literackich, świetny język. Już po parudziesięciu stronach byłam praktycznie pewna, że autor posiada wykształcenie związane z literaturą piękną. To nie jest typowe hard sci-fi, a sam gatunek wydaje się być tylko i wyłącznie wymówką do zabawy literackiej i dyskusji na temat przeznaczenia i człowieczeństwa. Niesamowita książka i chyba jeśli miałabym wskazać jakąkolwiek pozycję, która mogłaby spodobać się osobom, które kręcą nosem na "brak ambitności" w fantastyce, to zdecydowanie byłaby to opowieść o Dzierzbie

Najlepsza kontynuacja - A Gathering of Shadows - V.E. Schwab
Nie mogło tutaj zabraknąć kontynuacji, która była w stanie poprawić wszystkie błędy swojej poprzedniczki. Była to podobna sytuacja do Dworu.. - w obu przypadkach pierwsza część była, moim zdaniem, średnia. Jednak tak jak Sarah J. Maas w drugiej części stworzyła coś zupełnie innego, tak A Gathering of Shadows kontynuował w podobnym tonie do swojej poprzedniczki, naprawiając jednak prawie wszystkie przewinienia.

Dłuższe przemyślenia tutaj.

Najlepsza seria - An Ember in the Ashes - Sabaa Tahir
Tak wiem, to nie jest najlepsze, najbardziej ambitne młodzieżowe fantasy jakie stworzono. Ale właśnie w tym tkwi urok i siła tej serii. Może nie jest najlepsza, ale wszystkie aspekty są w niej co najmniej dobre, a poziom, jak do tej pory, zadziwiająco równy. Całość, mimo wykorzystania wielu utartych schematów, czyta się dobrze, dzięki przemyślanej i spójnej konstrukcji i kunsztowi pisarskiemu autorki. Dodajmy do tego całkiem fajny świat i budzących sympatię bohaterów a otrzymamy wciągającą na parę wieczorów serię.

Dłuższa recenzja drugiego tomu serii tutaj.


Honorable mention - Cykl Niezwyciężona (The winner's trilogy) - Marie Rutkoski 
Seria, która zaczęła się słabo, ale z każdym kolejnym tomem stawała się coraz to lepsza. Z początku typowe nastoletnie romansidło, w drugim tomie rozwinęło swoje skrzydła skupiając się na politycznych intrygach. Tom trzeci - The Winner's Kiss, na GR otrzymał ode mnie zasłużone pięć gwiazdek za wspaniałe pełnokrwiste fantasy, które nie bało się trudnych, czy też nieszablonowych rozwiązań. Jest to jedna z tych serii, które bezsprzecznie były dobre, ale bałabym się jednoznacznie komuś polecić. Jeśli ktoś lubi romanse, może zanudzić go wartka akcja i polityczne intrygi kolejnych części. Jeśli ktoś woli to drugie - no cóż, chyba ciężko będzie go przekonać do tej serii po dosyć schematycznym pierwszym tomie. Jednak, mimo wszystko, jest to jedna z moich ulubionych serii ostatnich dwóch lat.

Najlepsza kreacja świata - Crimson Bound - Rossamund Hodge
W tym roku miałam przyjemność czytać dwie książki, które wyszły spod pióra Rossamund Hodge - Cruel Beauty, mimo, że zachwycała światem, mocno mnie zawiodła pod względem bohaterów i fabuły - wynudziłam się strasznie i musiałam się praktycznie zmuszać, żeby skończyć. Na szczęście dałam drugą szansę i Crimson Bound spisał się zdecydowanie lepiej od poprzedniczki - o wiele bardziej przypadli mi do gustu zarówno bohaterowie, jak i sam wątek fabularny (A może po prostu miałam już dość wątku pięknej i bestii..). Autorka ma niesamowity talent do wyciągania najciekawszych elementów mitologicznych lub baśniowych i tworzenia z nich mrocznych, pokręconych światów. Jest to element, dla którego na pewno sięgnę po kolejne książki.
pierwsza z nich

Książki, przy których się popłakałam
W tej kategorii znalazły się dwie pozycje. Pierwszą z nich jest wspaniałe And I Darken autorstwa . Alternatywna wersja opowieści o Vladzie Tepesie porwała mnie i chwyciła za serce. Przy ostatnich stronach płakałam jak bóbr (a trzeba wspomnieć, że to dopiero pierwszy tom!)
Kiersten White


Druga książka to jedno z wielkich zaskoczeń tego roku - sięgnęłam po nią zupełnie przypadkiem, dzięki jednej z pozytywnych recenzji na Goodreads. The Passion of Dolssa  autorstwa  Julie Berry. Książka niespodziewanie ambitna i mimo, że klasyfikowana jako młodzieżowa, spokojnie odnalazłaby się wśród literatury pięknej skierowanej dla dorosłych. Nie ma tutaj ani romansu(tytuł nawiązuje raczej do Pasji chrystusowej), ani fantastyki. Jest to smutna, ale jednocześnie niezwykle piękna i wciągająca opowieść o inkwizycji w XIII wiecznej Prowansji. Niejednokrotnie chwyciła mnie za serce, a ostatnie sto stron nie byłam w stanie przeczytać za jednym posiedzeniem. 

Książki, o których warto wspomnieć, bo były po prostu dobre
Za wspaniałą, ciepłą i pełną absurdu opowieść o zmiennokształtnych koniach - My Lady Jane . Była to zdecydowanie najlepsza książka komediowa jaką czytałam w tym roku. Pełna recenzja tutaj.

Za ciekawe połączenie rosyjskiej baśni i współczesnego magicznego realizmu - Vassa in the Night. Jest to jedna z tych książek, względem których nie jestem pewna czy będę ją kochać czy też nienawidzić. Na szczęście skończyło się na tym pierwszym.

Za najlepszą akcję, wartką fabułę i wzbudzające sympatię postaci - Szóstka Wron. Piękne wydanie od Maga skrywało jedną z lepszych książek wydanych w tym roku na polskim rynku :)

Za wzruszający obraz przemian w Afganistanie - Tysiąc Wspaniałych Słońc. Moim skromnym zdaniem książki Khaleda Hosseiniego powinny być lekturą obowiązkową dla wszystkich krzyczących o "wyrzucaniu kebabów".

Za najciekawszy system magiczny i szeroką gamę kobiecych bohaterek - The Queen of Blood.

Oraz po prostu za solidną, krwawą fantastykę w nordyckich klimatach - Pół króla.