piątek, 5 maja 2017

Majówkowy anglojęzyczny stosik

Dzisiaj miała być recenzja A Court of Wings and Ruin. Niestety zmęczenie "popodróżowe" dało mi się we znaki - od środy padam na łóżko kiedy tylko wchodzę do domu i jestem dopiero w połowie książki. 

Majówkę spędziłam w Anglii - i oczywiście musiałam przytachać z powrotem ze sobą książki (i nie tylko). Trochę żałuję, że nie przywiozłam jeszcze więcej, ale moje plecy i waga na lotnisku zdecydowanie stwierdziły, że wzięłam dość.

Po powrocie zdałam sobie sprawę, że mogłam złożyć wcześniej zamówienia i spokojnie odebrać interesujące mnie książki (wyszłoby taniej). Jednak chodzenie po londyńskich księgarniach, szperanie i wyjście poza sztywną listę zakupową miało zdecydowanie swój urok.  Tak więc nie kupiłam wszystkiego czego chciałam, ale i tak jestem zadowolona.


Co książkowego kupiłam?

Kiedy zdałam sobie sprawę, że będę w UK w dzień wydania ostatniego tomu Dworu Cierni i Róż, wpadłam w euforię. Byłam gotowa, żeby biegać za  ostatnim tomem A Court of Wings and Ruin po calutkim Londynie. Na szczęście udało mi się tę książkę dorwać w pierwszej księgarni w jakiej zawitałam (Waterstones przy Oxford Street), więc nie musiałam robić maratonu. Jak już wspomniałam na początku - jestem w połowie i jak na razie trzyma wysoki poziom :)

Passenger i Wayfarer autorstwa Alexandry Bracken - w sumie dosyć spontaniczny zakup. Seria jest na mojej liście "chcę przeczytać", jednak nie jakoś specjalnie wysoko. Zaczęłam czytać Passengera będąc w pociągu do Londynu i jak na razie jestem pod pozytywnym wrażeniem.

Książka, której w sumie nie miałam nawet na liście do przeczytania, ale jednak kupiłam, czyli - Illuminae. Nie byłam i nie jestem fanką formy, w której jest napisana (wycinki listów, dzienników), mimo to kiedy wzięłam ją do ręki bardzo zauroczyła mnie pod względem graficznym. Jako ebook nie dałabym rady jej czytać, grafiki byłyby zbyt męczące dla oczu, ale może wersja papierowa zda egzamin :) Trochę żałuję, że nie kupiłam od razu drugiej części - Iluminae znalazłam w ostatniej księgarni, którą odwiedziłam, a Geminę widziałam w drugiej i trzeciej, nie miałam już czasu po nią wrócić.

Nie byłam szczególnie zachwycona Rebel of Sands Alwyn Hamilton, ale druga część - A Traitor to the Throne, mnie oczarowała (powoli zaczynam podejrzewać, że mam jakiś fetysz drugich części - najpierw A Gathering of Shadows, potem ACOMAF, teraz to...). Dlatego jak zobaczyłam te piękne okładki na półce, musiałam je obie kupić.

Kolejnym dosyć niespodziewanym zakupem było All the Birds in the Sky. Nie sądziłam, żę znajdę gdziekolwiek tę książkę, bo popularna raczej nie jest. Zainteresował mnie kiedyś jej blurb - wygląda jak dziwna mieszanka science fiction, fantasy i magicznego realizmu. Może wersja papierowa w końcu jakoś zmobilizuje mnie do sięgnięcia po nią.

Ostatnią książką jest Heartless Marissy Meyer. Kupiłam ją z dwóch powodów - raz, bo oprócz niej mam wszystkie książki tej autorki, dwa muszę ją przeczytać jeszcze raz. Kiedy czytałam ją zaraz po premierze miałam mieszane uczucia. Jednak mam wrażenie, że mój krytycyzm wynikał bardziej z innych powodów niż sama książka, więc chciałam dać jej jeszcze jedną szansę.



Przy okazji, pochwalę się też stosikiem, który zamówiłam z okazji dnia książki :)


Dwie powieści Jane Austen akurat z okzji mojego wyjazdu do Anglii (no i w końcu muszę nadrobić klasykę!). 

Królestwo Kancierzy - nie mogę się doczekać, żeby w końcu to zacząć, Szóstka Wron była świetna i pełna wartkiej akcji. Nawet przez chwilę zastanawiałam się, czy nie zabrać się za to przed ACOWAR, ale jednak moje uwielbienie do Rhysanda wygrało :D (wybacz Kaz!).

Oryks i Derkacz, Margaret Atwood - w ramach świętowania ekranizacji Opowieści Podręcznej.

I na koniec Cesarz Ośmiu Wysp, Lian Hearn. Bardzo podobała mi się seria o rodzie Otorich tejże autorki, a powoli kończę Królów Dary i nadal mam ochotę na dalekowschodnie klimaty. 


Tak swoją drogą - jeśli jeszcze raz gdzieś przeczytam, że "książki w Polsce są tanie" to bardzo się zdenerwuję. Ceny okładkowe mamy na poziomie tych brytyjskich (6-9 funtów za paperbacki czyli przy obecnym kursie 30 - 45 złotych, u nas 35+ to już norma), zniżki przy zakupie internetowym tak samo jak u nas. Coś czuję, że gdyby nie koszty wysyłki, to zaprzestałabym kupowania polskich wydań zupełnie.


Oprócz książek musiałam oczywiście przywieźć coś sobie z The Body ShopLush i Kat von D. Do Victoria's Secret trafiłam przypadkiem kiedy szukałam Waterstones na Oxford Street i poszłam w odwrotną stronę. No i niestety nie wyszłam z pustymi rękami. Tak samo z River Island. Usprawiedliwiam się tym, że nic z tego co kupiłam nie można dostać w Polsce (albo jest sporo droższe), a ja najpewniej nie będę miała okazji do jakiegokolwiek wyjazdu do końca tego roku. A do zakupów książkowych i tak zawsze wykorzystuje księgarnie internetowe :D



0 komentarze:

Prześlij komentarz